24 lipca 2014

Dzierlatka na drzewie


Niecała godzina w fotoszopie. Może nawet mniej? Nie wiem, ale tempo było ekspresowe. Nie odkładałam pomysłu na za dwa dni, czy na kiedyś... po prostu chwyciłam piórko i poszłam na żywioł. I ta praca naprawdę wygląda! Szokujące!

Jestem z siebie zadowolona. Tworzę. Czuję się, jakbym na nowo odkryła rysowanie, albo jakby w końcu ktoś przestał stać nade mną z batem.

Już nie ma pustych hasełek rzucanych na wiatr. Nie mam chęci na hasełka. Nie potrzebuję ich. Bo... układa się. Niby nic się nie stało, niby wszystko po staremu, ale czuję, że to wszystko ma szansę wskoczyć na swoje miejsca.

Pierdzielę jak potłuczona. W końcu już pierwsza w nocy.

2 komentarze:

  1. Wow, super wyszło. Chyba muszę nabyć fotoszopa (tylko po co jak nie umiesz rysować!).

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę. Daj mi to poczuć. Już dawno nie czuję tak rysowania, ciągle tylko ten niewidzialny bat...

    OdpowiedzUsuń